"Jeden powód? Proszę bardzo"
Zajrzałam w jego zakwawioną twarz wykrzywioną bólem i tęsknotą za czymś nieosiągalnym. I już wiedziałam.
- Zrób to dla Mustasia. - Sansowi zastygła twarz. Chwyciłam jego rękę. - Dla drużyny. Dla Bei. I dla mnie. - wycedziłam i pociągnęłam go spowrotem na pokład. Upadł na kolana, a ja pomogłam mu wstać. Krew pobrudziła mu kurtkę. Już nie wyglądał na twardego i niezależnego człowieka ani na tajnego agenta.
Wyglądał na człowieka noszącego w sobie wielką rozpacz. Osobę rozdartą wewnętrznie.
Ktoś z załogi Johna podał mi kawałek czystej, białej tkaniny. Wcisnęłam ją Sansowi do dłoni. Przyłożył bandaż do oczodołów. Wytarł trochę krwi z policzków. Potem bez słowa wróciliśmy do szeregu. Jednostka wykonała wszystkie polecenia Beatrycze, a potem pozostała tylko sprawa Jinx...
Ja, Bea i Sans zeszliśmy pod pokład.
Posted via Blogaway
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz