środa, 22 stycznia 2014
Sans - coś poważnego?
- Och Carmen - westchnąłem.
Moje myśli galopowały od przeszłości, przez teraźniejszość do wydarzeń przyszłych, które ze względu na to co było i jest, napawały mnie obawami. Siedzieliśmy przytuleni do siebie kołysząc się delikatnie. Starałem się wszystko uporządkować, a Carmen milczała jakby wiedziała, że potrzebuję tej chwili.
- Wszystko się ułoży - odezwała się wreszcie.
- Obyś miała rację - wyszeptałem i pogładziłem ja po włosach.
Były cudowne w dotyku - aksamitne i miękkie. Jednak coś przerwało naszą sielankę. Dokładnie to było pukanie. Usłyszałem skrzypienie otwieranych drzwi. Carmen się wyprostowała.
- Chodźcie - to był głos Stepe - Coś się kroi. I to coś poważnego - była podenerwowana i podniecona.
Carmen wstała pierwsza i podała mi rękę. Stepe już nie było. Dało się za to słyszeć jej kroki na korytarzu. Uśmiechnąłem się smutno i za pomocą Carmen opuściłem swój pokój.
- Ciekawe o co może chodzić - powiedziałem, gdy ona zamykała drzwi.
- Słyszałeś coś poważnego - pokręciłem tylko ironicznie głowa na jej słowa.
- Oby tylko nie przesadnie poważnego.
wtorek, 21 stycznia 2014
Carmen - przytulisz?
Po ostrej wymianie zdań Beatrycze i Sansa przeprosiłam Jinx* i pobiegłam za ciemnowłosym mężczyzną. Zdążył już przejść połowę korytarza gdy go do goniłam i złapałam za rękę.
- Sans.. - zaczęłam cicho. Nie odpowiedział tylko szedł dalej. Gdy doszedł do drzwi swojego pokoju zagrodziłam mu drogę.
- Sans - zaczęłam ponownie.
- Odsuń się Carmen... - powiedział cicho.
- Sans, oni...
- Trudno - znowu mi przerwał.
- To mogę chociaż wejść? - zapytałam.
- Możesz - odpowiedział po chwili.
Weszliśmy do jego pokoju, a on usiadł na łóżku. Po chwili wskoczyłam na "wolne miejsce" obok niego, oparłam o zagłówek i złapałam Sansa za rękę.
- Sans, posłuchaj mnie - powiedziałam - Tylko nie przerywaj - zastrzegłam z delikatnym uśmiechem
- Bea nie chciała Cię urazić... Stepe... Stepe nie wiedziała, że nie powinna pytać... Nie wytłumaczyłeś mi tego jak mi... Sans.... - wtuliłam się w niego. Poczułam, że spiął się lekko czekając na dokończenie zdania. - Przytulisz mnie? - zapytałam, a słysząc jego parsknięcie zachichotałam.
*skorygowałam na Jinx bo pewnie to miałaś na myśli :)*
Posted via Blogaway
niedziela, 19 stycznia 2014
Sans - nie widzi człowieka w człowieku
- Już się wplątałeś. Za późno.
- Jesteś spostrzegawcza, nie powiem.
- Czego nie powiesz - złapała mnie za słowo.
- To było... a nie ważne. Nie powiem, co wiem.
- Ja mam coś dla ciebie, a ty dla mnie. Jak nie powiesz to i ja nie powiem - Bea próbowała się targować.
- Przykro mi, ale obowiązuje mnie tajemnica zawodowa - wykrzywiłem usta w kwaśnym grymasie - Nie powiem, że jest mi to na rękę, bo to nie prawda. Nie mogę ci powiedzieć. Na chwilę zapadła cisza. Dziewczyna szykowała kontratak. W tej chwili zdążyłem co nieco przemyśleć.
- Czemu uważasz, że ONA nadal ma rude włosy? Z łatwością mogła je zmienić. Płaszcz i aksamitny głos powiadasz? To o niczym nie świadczy. - Byłem zdegustowany. Mieć przed nosem taką możliwość i nie móc skorzystać.
- Człowieku Rav nam leży na łóżku, Floki może nie żyć, a ty mówisz, że nie powiesz?! Zobacz człowieka w człowieku!
- Wybacz - podniosłem się - Ja nie widzę - uśmiechnąłem się zadziornie i skierowałem tam, gdzie według moich przypuszczeń były drzwi.
Beatrycze - sprawa Raveny
- Ale przeżyje? - zapytałam. Okropna sytuacja. Jeszcze tamta twarz... aż mnie ciarki przechodziły.
- Miejmy taką nadzieję. Na pewno będzie długo spała.
Zaklęłam pod nosem. To opóźni naszą misję. Będziemy zmuszeni ją zostawić.
- Jak długo?
- Nie wiem... Przykro mi.
- Czy potrzeba jej czegoś więcej?
Doktor tłumaczył mi dawkowanie leków, zmiany opatrunków i parę innych nudnych rzeczy.
- Jak my się panu mamy odwdzięczyć? - zapytałam przy wyjściu.
- Naprawdę nie trzeba, panna Carmen wynajmuje mi dom... - wykręcał się Abraxas, ale byłam nieugięta. Wyciągnęłam butelkę dobrej, polskiej wódki i ofiarowałam dobremu lekarzowi. Ten uśmiechnął się tylko, wahał chwilę i na koniec maszerował ciemną ulicą w stronę poprzecznej.
Weszłam do pokoju. Zastałam drużynę z kwaśnymi minami, nic a nic im się nie dziwiłam. Jack z Carmen szeptali coś po sobie,
- Mamy problem. - powiedziałam.
- Problem to mało powiedziane - stwierdziła Carmen.
- Co jej się stało z twarzą? - wypaliła prosto z mostu Jinx. Sans zakrył czoło dłonią.
- Co się dzieje, Sans? - zapytała Stepe.
- Nieważne. - odparł. Spojrzałam na niego z ukosa.
- Ty coś ukrywasz. Nie łudzę się, że powiesz nam co - myślałam gorączkowo... informacja za informację. Przypomniał mi się jeden incydent, całkiem zatarty przez wypadek Raveny. Czerwonowłosa dziewczyna... - Dziewczyny, mam prośbę. Mogłybyście zabrać Ravenę do jej pokoju? Będzie spała, utrudni nam robotę.
- Ale... - próbowała bronić się Jinx, ale przerwała jej Stepe, szepcząc coś o byciu "sam na sam".
- Dziękuję - uśmiechnęłam się ciepło. - Sans, widziałam czerwonowłosą dziewczynę w płaszczu, o aksamitnym głosie - mężczyzna wyraźnie się ożywił. Gdyby miał oczy, na pewno świeciły by teraz jak u dziecka.
- Gdzie?
- Co wiesz na temat Raveny? Oko za oko, Sans.
Sans - dla Twojego bezpieczeństwa
Carmen - Sans??
Ravena - sen o Sovn... o Valhalli :)
-Nie możesz do nich dołączyć. Mam co do ciebie inne plany.
-Ale czy ja nie umarłam?- zapytałam nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.
-Teoretycznie. Ale choć wiem, że w ostatecznej bitwie byłabyś zasłużonym sprzymierzeńcem Muszę prosić cię o inną przysługę.- Podszedł do mnie ojciec podając kufel piwa. Złoty napój połyskiwał w świetle słońca. Spojrzałam mu w oczy... I odwróciłam się. Poczułam, że spadam. Spadałam niemiłosiernie długo. Obudziłam się w miękkim łożu. Słyszałam głosy. Sans'a, Beatrycze, Jinx i reszty jednostki. Ktoś spytał o Flokiego. Przyszło mi na myśl, że przecież on nie żyje. Chyba nawet powiedziałam to na głos. A potem znów zasnęłam.
poniedziałek, 6 stycznia 2014
Zaprawdę, powiadam Wam...
Poza tym zostałam zasypana wiadomościami odnośnie nominacji do LBA. Muszę sama ogarnąć o co do końca z tym chodzi, ale dziękuję :). Nie zawiodę.
Także pióra do rąk, słuchawki na uszy, lampka zapalona, a gogle na nos! I w drogę!