- Gdzie i kiedy widziałam tę harmonijkę? Parę lat temu, w porcie. Grała na niej jakaś rudowłosa dziewczyna, miała chyba zielone oczy i czarną kamizelkę... -milczałem - Najpierw siedziała na murku, a gdy ktoś koło niej przeszedł zaczęła tańczyć z w rytm melodii, którą sama wygrywała. Pamiętam jeszcze jak wsiadła potem na konia i nadal grając pojechała w głąb miasta. Chwile nasze drogi wiodły w tym samym kierunku, więc miałam okazję jej się przyjrzeć. Pamiętam jeszcze jak ktoś ją wołał. Samego imienia nie pamiętam. Ale pamiętam jak podbiegł do niej młody mężczyzna. Może i do ciebie podobny... - zastanowiła się - Wymienili parę zdać i rozstali się...
- Ona krzyknęła jeszcze na do widzenia: "Żegnaj długowłosa", a on odparł " Tylko przybądź po mnie mój książę" i ukłonił się jej znikającej na koniu w tłumie... - dokończyłem rozmarzonym głosem.
- Słów nie pamiętam, ale to było cos takiego.
Rozmarzyłem się.
- Wiesz ona nie miała na co dzień płomiennych włosów. Przefarbowała je na misji w prowincji Paryskiej. Miała je koloru ciemnego blond. Tego dnia jeszcze była w przebraniu. A ta czarna kamizelka to była jej ulubiona. Nigdy nie przyjęła nowej. A oczy miała nie zielone, a zielono-brązowe. Choć w marszu można było stwierdzić, że ma albo takie, albo takie. Tą harmonijkę miała po matce. A tego dnia wróciła z prowincji Paryskiej i cały dzień o niej opowiadała. Jak tam pięknie, że władze dopiero zaczynają tam sprowadzać ludzi - mówiłem to spokojnie, rozpromieniony i z uśmiechem - Chciała tam jeszcze kiedyś wyjechać. Pokazać mi nieco świata jak to mówiła - głos mi się załamał i ścisnąłem mocniej harmonijkę - Ale jej się nie udało. Została tam. Tam przepadła. Choć skąd ja to wiem? Może właśnie teraz siedzi sobie na hamaku pod wieżą Eiffla, albo pod jej pozostałościami. Leży w ciemnych okularach i płomiennych włosach popijając koktajl truskawkowy, jej ulubiony. Albo zwinęła komuś harmonijkę i na tej innej, tam daleko gra tę samą melodię.... - i znów spochmurniałem - A ja siedzę tu. Lecę tym statkiem i rozmyślam o niej, podczas gdy ona na pewno zapomniała....
- Jeśli jeszcze żyje... - wtrącił ktoś.
- Żyje. Nie mogła umrzeć. Nie z ich rąk. Nie obchodzi mnie że widziałem ciało. Potem przecież zniknęło. Zostawiłem ją martwa na Mustangu, a gdy do nich wróciłem koń stał bez niej z tymi rzeczami na siodle. Musi żyć, bo jej nie odnalazłem. A gdyby ktoś ją uprowadził, znalazłbym i zabił. A jej samej mógłbym nie znaleźć. Więc ona żyje. Tyle że daleko ode mnie.
- Opowiedz jak zginęła - poprosiła Carmen łapiąc moją dłoń.
Uśmiechnąłem się ponuro.
- Nie jak zginęła, a jak uciekła. I nie. Nie opowiem - zabrałem dłoń z ręki Carmen - Nie musicie tego wiedzieć. I tak się rozgadałem. A obiecałem sobie milczeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz