czwartek, 13 lutego 2014

Sans - na ratunek!

- Stepe? - spytałem, ale wiedziałem jaka będzie odpowiedź.
W powietrzu wisiał przecież jej zapach. Nie za bardzo rozumiałem co się dzieje. Najpierw Bea powiedziała, że konie porwano, na co cały zapłonąłem, potem Rav coś przekombinowała tak, że wszyscy głośno wdychali powietrze, a Carmen zwymiotowała. Długo jeszcze czułem ten smród. Nie zamierzałem siedzieć bezczynnie, gdy Mustang jest w niebezpieczeństwie. Może i Jinx nie wierzyła, że nawet ślepy jestem groźny, ale co mnie obchodzi jej zdanie? Wytłumaczyłem Carmen jak ważne jest dla mnie odzyskanie konia i właśnie miałem szukać Stepe, która zapewne też zamierzała odzyskać Bucefała.
- Tak, to ja.
- Wiem - uśmiechnąłem się - Tylko się upewniałem. Ty też wybierasz się po swojego przyjaciela, prawda?
- Zgadza się. A ty?
- Mówiłem przecież, że mnie popamiętają, a uwaga Jinx niczego nie zmienia - czułem jak Carmen mocniej ściska moją dłoń - Będzie dobrze - mruknąłem do niej - Wrócimy jak najszybciej. A teraz w drogę!
- Musimy jeszcze iść do Bei. Mimo wszystko trzeba ją powiadomić.
- Ja tu zaczekam - zadecydowałem - Wszystko mam, a nie chcę krążyć bez potrzeby i nabawić się jeszcze siniaków. Ten dom jest za cichy. Carmen idź z nią.
Słyszałem jeszcze tylko oddalające się kroki. Zacząłem nucić coś pod nosem czekając aż wróci Stepe.
- Pożałują, że postanowili tknąć Mustanga - wymamrotałem do siebie.
- I Bucefała. Możemy ruszać.
- Cicha jesteś - skrzywiłem się w stronę głosu Stepe - Albo ten dom tak dobrze tłumi kroki.

środa, 12 lutego 2014

Stepe - wściekła...

Z wściekłością wmaszerowałam do mojego pokoju. Przed otrzymaniem złej wiadomości naprawiałam rozlatującą się przybudówkę za domem. Rzuciłam młotek na podłogę. Dlaczego? Odebrali mi ukochaną "osobę" w jednostce. Mojego Bucefała. Ogromnego, czarnego, spokojnego... Muszę go odzyskać.
 Przeklinając po rosyjsku, spakowałam podróżną torbę, wsunęłam gogle na czoło i przepasałam się grubym, wielofunkcyjnym paskiem. Zapięłam wszystkie sprzączki u butów i przewiesiłam gitarę przez ramię. Lnianą ściereczką przetarłam ręce czerwone od rdzy, wsunęłam ją do kieszeni, gdzie spoczywał nadajnik.
 Głośno tupiąc, zeszłam na dół. W holu stał Sans trzymając za ręce Carmen. Uśmiechnęłam się. Dobrze, że ten cinik znalazł sobie miłość. Może nie będzie już tak zgorzkniały? Tak słodko razem wyglądali... Oboje niebezpieczni. 
 Nagle mężczyzna obrócił się w moją stronę.

(Sans? Carmen?)

Ravena - transformacja!


Jinx wyjęła skądś moją skrzynkę.
-Co ona tu robi? Ktoś z was zabrał ją z mojej sypialni?- pytałam oburzona. Nie mieli prawa dotykać moich rzeczy. Szczególnie tej.
-Nie unoś się. Nie wiemy skąd się tu wzięła. Po prostu już tu stała.- próbowała mnie uspokoić szefowa. "Już tutaj była tak? Ciekawe". Chwyciłam szkatułę w dłonie i ruszyłam- jak mi się na początku zdawało- do wyjścia, ale doznałam bolesnego spotkania ze ścianą. Z głuchym łomotem upadłam na ziemię i wypuściłam skrzynię. Szybko sprawdziłam czy się nie otworzyła ale nie. Wstałam i stąpając powoli wymacałam drogę na korytarz.
-Hej stój.- zatrzymała mnie Bea.- Gdzie ty idziesz? Musimy się tobą zając.
-Idę do siebie. Nie jestem dzieckiem żebym potrzebowała niańki.
-Ale jesteś ślepa!- wydarła się Bea. Czułam, że z nosa leci mi krew. Co za idiota postawił tam ścianę?! Czułam na sobie wzrok rozmówczyni i słyszałam oddechy pozostałych osób. Brakowało tylko jednej najbliższej memu sercu. Usiadłam na podłodze i kluczykiem wiszącym na delikatnym łańcuszku na mojej szyi otworzyłam szkatułę. Usłyszałam, że kilka osób głośno wciągnęło powietrze. Wiedziałam dlaczego. W otwartej skrzyni zobaczyli twarze wycięte martwym ludziom. Oni sami tego chcieli. Chwyciłam pierwszą twarz jaka leżała i wyjęłam nóż przytwierdzony do wieka. Delikatnie nacięłam sobie skórę wzdłuż owalu twarzy i przyłożyłam twarz. Poczułam delikatne szarpnięcie i szczypanie. Usłyszałam, że ktoś zwymiotował. Dalej siedziałam na zimnej posadzce w holu otoczona przez przerażoną publiczność. Poczułam jeszcze tylko lekkie mrowienie i wszystko ustało. Otworzyłam oczy. Wszyscy przyglądali mi się z otwartymi ustami. Sans obejmował wycierającą usta Carmen. Wstałam i zamknęłam kopniakiem szkatułę. Podniosłam ją i zaniosłam do sypialni. Spojrzałam w lustro- wyglądałam jak niedożywiona 13-sto latka i do tego chłopczyca. Wyglądałam prawie jak chłopak. Szare oczy, krótkie ciemne włosy. Przebrałam się i zeszłam na dół. Podłoga była już czysta. Jednostka siedziała milcząca w salonie. Usiadłam na kanapie i założyłam nogę na nogę.
- Teraz widzę więc chyba mogę z wami iść nieprawdaż?

niedziela, 2 lutego 2014

Beatrycze - coś naprawdę poważnego

- Pewnie zastanawiacie się, o co może tym razem znowu chodzić - zaczęłam, gdy wszyscy prócz nieprzytomnej Raveny zebrali się w salonie. - Otóż chwilę temu przybiegł posłaniec z wiadomością - pokazałam im zwinięty pergamin owinięty zieloną wstążką. - Wydaje mi się, że sprawa się trochę skomplikowała - spojrzeli po sobie, gdy podałam Stepe list. Zaczęła czytać, a jej oczy robiły się coraz większe.
- Porwali nasze konie?! - wyszeptała oniemiała. Sans był bardziej dobitny.
- Że co takiego?! Nasze konie? Zabrali Mustanga? Nie daruję...
- A konkretniej... piraci - powiedziałam twardo. Nie był czasu na czcze pogróżki, mieliśmy umówioną wizytę z Bellą Swift. - Wyspecjalizowana policja podniebna już zaczęła ich ścigać. Po prostu ich dojazd tutaj się trochę opóźni. Tymczasem...
- Jeśli coś stanie się Mustasiowi - przerwał mi ślepiec. - zemszczę się.
- Jesteś zbyt pochopny - wtrąciła Carmen. Jinx tylko się śmiała z jego reakcji.
- Z czego się ryjesz? - warknął na niebieskowłosą.
- Jesteś ślepy, Sans! Haha! Ty i zemsta!
- Wszystko się ułoży, nie zwracaj na nią uwagi - próbowała uspokoić mężczyznę Carmen. Stepe wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Sytuacja była okropna, musiałam interweniować.
- Jeśli chcecie zostać w kwaterze, to proszę bardzo. Możecie poczekać, czy iść do portu. Jeśli wam się uda, możecie wynająć statek na koszt Sztabu. Weźcie to - dałam nadajniki Stepe i Sansowi, starsze modele, bo tylko takie miałam na miejscu. - w razie czego, damy znać. A jak zrobi się gorąco, wy też możecie do nas mówić. Jeśli odwiedzimy magazyn, przyniesiemy wam lepsze. Jest mi naprawdę przykro.
- Co ty możesz o tym wiedzieć - stwierdził Sans, ale narzędzie przyjął i schował.
Udałam, że tego nie słyszałam.
- Carmen, Jinx, my wybierzemy się do tamtej kobiety jeszcze dzisiaj. Może w między czasie obudzi się Ravena... - tutaj usłyszałam tłumione dźwięki i przekleństwa od strony schodów. Skinęłam na brunetkę. Po chwili wróciła, podpierając ślepą Ravenę.
- Idę z wami... - wyjęczała.
- Nie, jesteś słaba. Powinnaś odpoczywać. Poza tym, twoja twarz... - spróbowałam zaprotestować, jednak ona ciągnęła dalej.
- Gdzie jest moja szkatuła?
- Ta skrzynia? Tutaj - odparła Jinx, wysuwając ją zza kanapy.
Ravena prowadzona przez Carmen otworzyła ją i wyjęła z niej... maskę.

Ravena - Przebudzenie

Otworzyłam zbolałe oczy. Spróbowałam wstać ale ból w kręgosłupie mi to uniemożliwił. Opadłam z powrotem na stos miękkich puchowych poduszek. Ciemność zalegająca mi przed oczami wprawiła mnie w złość. Poczułam, że po policzkach spływają mi łzy. Otarłam je szybko rękawem. Poczułam znajomy materiał mojego płaszcza. Zaczęłam zastanawiać się od jak dawna tu leżę. Dzień? Tydzień? A może nawet miesiąc? Wszystko było możliwe. Zaspana ponowiłam próbę wstania. Usiadłam ciężko na łóżku. Chwyciłam się ramy i spróbowałam wstać. Podparta uniosłam się z trudem by po chwili znaleźć się na podłodze z głuchym dudnięciem. Podniosłam się z klęczek wsparta o komodę. Wyczułam obok przepływ powietrza. Najprawdopodobniej drzwi. Udało mi się wstać ale każdy krok był dla mnie jak chodzenie po szkle. Nacisnęłam klamkę i wyszłam na korytarz. Znalazłam poręcz i ostrożnie zaczęłam stąpać wzdłuż niej. Gdy natrafiłam na schody o mały włos uniknęłam ponownego upadku. Zaczęłam stąpać niezdarnie licząc stopnie. Jeden, dwa... Przypomniałam sobie w myślach gdzie mogłam znaleźć resztę jednostki. Sześć, siedem, osiem... Ciekawiło mnie też kto odnalazł mnie w ciemnym zaułku. I co tam robił. Piętnaście, szesnaście, siedemnaście... Spodziewając się kolejnego stopnia uderzyłam stopą w płaską powierzchnię podłogi. Ruszyłam w prawo zgodnie ze wskazówkami podsuwanymi przez moją pamięć. Natrafiłam dłońmi na wieszak stojący w rogu. Po lewej była jadalnia. Znalazłam rzeźbioną bogato klamkę i nacisnęłam. Mechanizmy ustąpiły i drzwi otworzyły się bez najmniejszego skrzypnięcia. Do pomieszczenia wpadł podmuch orzeźwiającego powietrza. Usłyszałam jak ktoś wyszeptał moje imię.