Wyszliśmy na górę. Myślę, że gdy Bea mówiła, że potrzebny mi nadzór nie miała na myśli, że nie można spuszczać ze mnie wzroku. Krzątaliśmy się jakiś czas po pokładzie. Czasami rozmawialiśmy ale cały czas o czymś innym. Potem pomagaliśmy trochę przy szkodach wyrządzonych przez żywioł. Gdy skończyliśmy zrobiliśmy sobie małą przerwę. Piliśmy i jedliśmy. Nie ufali mi na tyle by dać mi alkohol ale na razie wystarczyła mi woda. Potem wszyscy zrobili się senni. Zauważyłam, że Sans stoi przy burcie. Cicho wymknęłam się moim strażnikom i podeszłam do niego.
-Sans?- nie zareagował.- Hmm ok w takim razie nie odpowiadaj. Chodziło tylko o to, że nie chciałam cię wkurzyć. Jeśli ci przeszkadzam to postaram się ciebie unikać.- Odwróciłam się i odeszłam. On dalej stał. Mógłby chociaż coś powiedzieć. Zadowoliłabym się nawet głupim: spadaj szmato. Ale nic. Podeszłam do niego bo nie chciałam mieć tu wrogów. Choć nie sądzę bym właśnie jakiegoś straciła. Ravena i Floki nie zauważyli mojego zniknięcia ale gdy zauważyłam Beatrycze śmiała się pod nosem z mojej "ucieczki" albo ze spostrzegawczości moich opiekunów. Sansa nie było już przy burcie. Szybko zrobiło się ciemno. Musiałam zejść za moją ulubioną dwójką pod pokład i położyć się spać. HAMAKI! Uwielbiam hamaki! W psychiatryku spaliśmy na łóżkach ale one były za miękkie. Nie mogłam na nich spać. Skoczyłam na najbliższe posłanie i wylądowałam na plecach. Hamak się obrócił a ja przekoziołkowałam na podłogę. Wybuchnęłam histerycznym śmiechem. Usłyszałam też dwa inne. Zdawało mi się też, że gdzieś słyszę słaby trzeci. Pomogli mi wstać i spokojnie ułożyłam się na hamaku. Zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz