-Właśnie mówiłem Bei, że wybieramy się do miasta.- Powiedział Floki.
-Po co?- zapytałam.
-Widzisz... zamierzam ci coś kupić.- Ucieszyłam się. Floki zawsze wiedział co mi podarować. Ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. W progu odwróciłam się i zaczekałam na niego. Powiedział jeszcze coś Beatrycze z żelaznym wyrazem twarzy i dołączył do mnie. Szefowa miała zatroskaną minę. Szliśmy przez miasto wypełnione ludźmi. Mijaliśmy stragany i małe przytulne sklepiki. Weszliśmy do jednego z nich. Na ławach porozkładane były różne towary Floki zniknął gdzieś w głębi sklepu a ja pomyślałam, że kupię jakiś drobiażdżek każdemu członkowi jednostki "Sharp". Dla Beatrycze wybrałam bogato zdobione karty. Dla Sansa pistolet w skórzanej pochwie. Odnalazłam wśród różnych rzeczy pudełko cygar o intensywnym zapachu i postanowiłam sprezentować je Carmen. Znalazłam też skórzany notes z wygrawerowanym koniem na okładce i uznałam, że będzie idealny dla Stepe. W oczy rzucił mi się także zabawny pluszowy króliczek. Gdy go uniosłam dowiedziałam się też, że w ogonku schowany jest dzwoneczek. Podarek dla Jinx miałam już z głowy. Znalazłam też książkę o statkach, którą kupiłam dla Flokiego. Oglądałam jeszcze chwilę towary czekając na niego. Gdy przyszedł ruszyliśmy dalej w głąb miasta. Miał dziwną minę. Jakby czegoś się obawiał ale z drugiej strony z jego twarzy można było odczytać tę chorą pewność siebie. Szliśmy dość szybko. Spojrzałam za siebie. Za nami podążało 5 mężczyzn. Floki pociągnął mnie w przecznicę. Ku naszemu zaskoczeniu czekało w niej kolejnych dwóch mężczyzn. Dwóch złapało Flokiego a dwóch mnie.
-No proszę. Szef będzie zadowolony. Toż to wielki Floki! Nie mogłeś się podporządkować tak jak chciał Rollo?- Powiedział jeden z tych, którzy za nami szli. Więc to tak umrę.
-Tak myślałem, że będzie mnie szukał. Ale nie mam jego bratanicy.- Skłamał. Mężczyźni spojrzeli na mnie.- To tylko dziewczyna, którą przydzielili mi jako pomoc w pracy. No wiecie- staram się poukładać sobie życie na nowo.- Nie sądziłam by mu uwierzyli ale nie uznali mnie też za zagrożenie.
-Tak czy inaczej mamy cię zabić a jeśli to jest Ravena to i tak zginie bez ciebie- zaczął się śmiać. Wyciągnął miecz.
-Stój! Co ty robisz?! Nie możesz go zabić!- Krzyczałam.
-Cicho dziecko. Poradzisz sobie beze mnie. Jesteś już gotowa. Musisz sobie poradzić.- mężczyzna trzymający miecz zamachnął się. Krzyknęłam. Zaczęłam żałować, że widzę. Zamknęłam oczy i poczułam cios w pierś. Upadłam na kolana. Poczułam na twarzy ciepłe krople krwi. Gdy otworzyłam oczy nic nie widziałam. Straciłam twarz. Usłyszałam, że mężczyźni odchodzą. Upadłam w kałużę krwi. Czułam jak jakaś nieznana siła przechodzi na mnie. Miałam nadzieję, że ktoś z drużyny mnie tu znajdzie i pozna. W końcu tamta twarz nie różniła się tak bardzo od mojej prawdziwej. I tak zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz