Przyszła Jinx.
Przeprosiła, powiedziała, że nie będzie się mi narzucać. Milczałem. Co miałem
powiedzieć? Wszystko co powie Sans jest złe. Odeszła. Stałem tam skołowany i nie
wiedziałem co ze sobą począć. Poszedłem na swój hamak, który znajdował się w
końcu pomieszczenia. Położyłem się i pogrzebałem w kieszeniach. Natrafiłem na
coś intrygującego.
Wyczułem
palcami stara harmonijkę Carmen, jej zapinkę i naszą wspólnie zapisaną melodię.
Usłyszałem jak ktoś spada z hamaku. Potem śmiech. Uśmiechnąłem się do siebie i
przyłożyłem harmonijkę do ust. Pamiętałem tę melodię. Rozlała się ona pod
pokładem z kąta w którym siedziałem. Śmiechy umilkły. Nie obchodzą mnie inni.
Liczy się tylko ta melodia. Niech myślą co chcą. Mam dość. Całego świata. Zabrał
mi tak wiele. Straciłem sens życia, ale się nie poddałem, bo ona o to prosiła.
Grałem dalej, a na moich kolanach czułem starą kartkę z nutami i zapinkę z
koniem. Cała moja Carmen. Usłyszałem kroki. Niech robią co chcą. Będę milczał.
Nic nie powiedzieli. Usiedli tylko bliżej. Nie pojmę nigdy istoty człowieka. To
zbyt skomplikowane. A słodka melodia roznosiła się po całym pomieszczeniu. Nie
wiem kto tam był, dawno przestałem na to zważać. Bo gdzie sens? Nie ma. Nie ma
sensu w niczym. Ktoś wziął mi z kolan nuty i zapinkę. Nie sprzeciwiłem się.
Będzie gorzej jak nie odda.
- Czyje to? - usłyszałem.
Nie odpowiedziałam tylko dalej grałem. Co ich to obchodzi? Skoro jestem ten zły, to co im to da?
- Sans? Czyje? - spytał inny głos.
Zatopiłem się w melodii. Mojej Carmen - pomyślałem - No właśnie, a jak brzmiało jej prawdziwe imię? Nie kryptonim, tylko imię? Nie pamiętam. Zawsze była moją Carmen.
- Nie odpowiesz, co? - to była ta Jinx.
Jej głos odróżniał się od innych. Nie chciałem go rozróżniać, ale gdy się odezwała jej imię zapłonęło mi w wyobraźni. Odstawiłem harmonijkę od ust.
- Po co mam mówić? - byłem aż nadto spokojny - Wszyscy potępiają mój charakter. Nie jestem tak zdyscyplinowany. Mam trudny charakter nie powiem, ale jeśli tego ktoś nie akceptuje to trudno. I tak nie odpowiem. Co więcej, odezwałem się ostatni raz. Pewnie nie powiem już nic do końca podróży.
Zamilkłem i na powrót zacząłem grać na harmonijce.
- Czyje to? - usłyszałem.
Nie odpowiedziałam tylko dalej grałem. Co ich to obchodzi? Skoro jestem ten zły, to co im to da?
- Sans? Czyje? - spytał inny głos.
Zatopiłem się w melodii. Mojej Carmen - pomyślałem - No właśnie, a jak brzmiało jej prawdziwe imię? Nie kryptonim, tylko imię? Nie pamiętam. Zawsze była moją Carmen.
- Nie odpowiesz, co? - to była ta Jinx.
Jej głos odróżniał się od innych. Nie chciałem go rozróżniać, ale gdy się odezwała jej imię zapłonęło mi w wyobraźni. Odstawiłem harmonijkę od ust.
- Po co mam mówić? - byłem aż nadto spokojny - Wszyscy potępiają mój charakter. Nie jestem tak zdyscyplinowany. Mam trudny charakter nie powiem, ale jeśli tego ktoś nie akceptuje to trudno. I tak nie odpowiem. Co więcej, odezwałem się ostatni raz. Pewnie nie powiem już nic do końca podróży.
Zamilkłem i na powrót zacząłem grać na harmonijce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz