wtorek, 17 grudnia 2013

Beatrycze - w Crysisie, wytyczne oraz co i jak

- Ano zostaje - uśmiechnęłam się do Carmen. Cudownie, ale teraz będziemy musieli pomóc mu szukać Chodzącej z Paryża... - DRUŻYNA! BACZNOŚĆ! - zawołałam. Sans, który już schodził, ciężkim krokiem cofnął się na pokład.
- Co się jeszcze stało? - zapytał.
- Chciałabym wam wytyczne przedstawić. Nie będę długo marudzić, obiecuje.
Gdy zebrali się już wszyscy, odwróciłam wiadro po wodzie i rozsiadłam się na środku. Niektórzy poszli w moje ślady, Ślepiec ze Stepe woleli stać.
- Więc tak... Teraz idziemy do naszej kwatery. Nie dostaniecie konkretnego adresu, także uważać, gdzie idziemy...
- Poprzeczne liczyć - wtrąciła Carmen.
- Tak, dokładnie. Bo Wolne Miasto składa się z poprzecznych. - wzięłam pustą kartkę pergaminową i szybkimi ruchami naszkicowałam wygląd Crysisu.
 
 Patrzyli z zainteresowaniem na mój talent artystyczny.
- Wygląda to mniej więcej w ten sposób. Są cztery rodzaje poprzecznych. Północna, południowa, wschodnia i zachodnia. Poprzeczna to właśnie to miejsce, gdzie przecinają się mosty między platformami.
- Wolne miasto jest bardzo niestabilne. Skały wulkaniczne wciąż jeszcze nie są stałe... - powiedziała Carmen.
- ... dlatego pobudowano mosty łączące małe platformy. W każdą stronę jest ich 23. Czyli w sumie...
- 92. - dokończyła Stepe.
- Dokładnie. Im dalej od Wieży w centrum, tym platforma jest uboższa i bardziej niebezpieczna.
- My mieszkaliśmy na piątej Poprzecznej Zachodniej. - szepnęła Jinx. Wydawała się być myślami gdzieś bardzo daleko.
- W centrum znajduje się Zegarowa Wieżyca. To kolebka życia w Crysisie, miejsce kultury i polityki. To tutaj mieszka Król Wielkiego Świata. To jedyna taka budowla na całym świecie.

 - Krążą pogłoski, - podpowiedziała Carmen. - że Wieżyca żyje swoim życiem. Jest mechaniczna i gdy nadejdzie zagrożenie, wstanie i będzie bronić Wolnego Miasta.
- Słyszałam je. Chciałabym się dostać do środka. - odparła Jinx.
- Kto wie, może będziemy musieli. Tak, czy inaczej, teraz idziemy do naszej kwatery, a potem otrzymujecie ode mnie dwa dni na ogarnięcie się w nowym środowisku. Możecie się rozejrzeć, tylko nie róbcie mi rambanu przy przełożonych. Potem spotykamy się w kwaterze. Nie będziemy za nikim czekać.
- Tak jest, dowódco! - krzyknęli z entuzjazmem.
- No to w drogę!

Na odchodnym skinęłam głową kapitanowi Johnowi. Będę musiała kupić mu jakiejś dobrej Whiskey, gdy będziemy odjeżdżać. Zeszliśmy po kładce. Znów uderzył mnie cudowny zapach pary. W Wolnym Mieście wszystko było zautomatyzowane. Ruszyłam ulicą, jednostka za mną. Przechodziliśmy przez kolejne żelazne mosty, chyba bardziej szerokie, niż im się wydawało. Olbrzymie budynki wznosiły się na zawieszonych platformach. Najpiękniejsze i najbardziej niebezpieczne miejsce świata. Liczyłam poprzeczne, do portu przybyliśmy od południa. Największy port powietrzny znajduje się na północy. W oddali majaczyła się Zegarowa Wieżyca. Piętnaście, czternaście, trzynaście... Wszyscy prócz Sansa patrzyli zaciekawieni. Jedenaście, dziesięć...
- Bea, a kiedy dotrą nasze konie? - zagadnął Maruda.
- Mam nadzieję, że jutro. Najpóźniej po jutrze, gdy zabierzemy się za robotę. - Sans tylko prychnął. Zupełnie jak mustang.
Siedem, sześć, pięć... Jest! Czwarta poprzeczna! Skręciłam w prawo, na wschód. Poszli za mną. Wznosiły się tutaj całkiem ładne pałacyki. Przed niektórymi stały metalowe golemy, gotowe usługiwać swoim panom.
- To tutaj. - przystanęłam koło domu z numerem 12. - Ćwiartka wschodnio-południowa, dzielnice mieszkalne. Oto nasza kwatera. - wyciągnęłam magnetyczny klucz i włożyłam w otwór na piersi robota. Ten zasapał, buchnęła para, a jego oczy zajarzyły się złowrogim zielonym blaskiem.
- Jaśnie panna Beatrycze Lissouri. - zaskrzeczał lokaj. - Zostałem uprzedzony o pani przybyciu. Za mną proszę. - zaprowadził nas w głąb pałacyku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz