czwartek, 5 grudnia 2013

Sans - ostatnia narada

Nowi... Dość, że musiałem te jedną pakować. Na dziwne rzeczy można trafić jak się nie widzi co się dotyka - wzdrygnąłem się. Ona była pijana, to dobrze, bo mogłoby się to źle skończyć. Ale nic nie poradzę, że nie widzę gdzie pcham łapy. Zostawić Mustanga. Szkoda... Ta druga nowa też ma konia. Bucefał. Czyli na koniach się zna. To dobrze. Ale martwię się czy ta Carmen na pewno nie wie, co zrobiłem. Lepiej się nie odzywam. Bo mi się oberwie. Westchnąłem. Wyszliśmy z sali. Ktoś mnie złapał za rękę, gdy podnosiłem walizkę. "Oby nie Carmen" pomyślałem. Niestety.
- Co ty sobie myślisz?  -spytała.
- Myślę dużo mało widzę. Wiesz ja nie wiedziałem co mam robić. Nie widzę. I  wcale, uwierz mi wcale tego nie chciałem.
- Serio?
Usłyszałem jeszcze jeden głos.
- Ty jesteś Sans tak? - nastoletni głos. To ta od Bucefała.
- Tak. Ten bez oczu, żeby nie było nieporozumień - ścisnąłem dłoń Carmen zaciśniętą na moim ramieniu.
- Wiem - powiedziała dziewczyna - Słyszałam, że masz konia i chciałem tak po prostu trochę pogadać.
- Rozumiem. To mój jedyny przyjaciel jeśli chodzi o Mustanga. I martwię się że muszę go zostawić. A tak ogólnie Bucefał to dobre imię dla konia. Do tego ponoć jest Fryzyjczykiem. Idealne wręcz.
- Dzięki - powiedziała - Ponoć - szepnęła jakby się śmiejąc.
Nic nie poradzę wszystkich bawi moja ślepota. A co miałem powiedzieć. Nie byłem koło konia, nie dotykałem go, to ponoć.
- Nie skończyłam z tobą - szepnęła mi Carmen.
 
 
<Carmen? Stepe?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz