poniedziałek, 16 grudnia 2013

Sans - a jednak zostanie :)

Usłyszeliśmy z pokładu krzyk "Przystanek! Stacja portowa, pięć mil przed nami!". A więc niebawem ich porzucę. Wstali. Ja też się podniosłem. Poczułem zapach miasta. Jakże osobliwy po zapachu nieba.  Po chwili byliśmy w porcie. Poczułem twardy grunt pod stopami. Crysis. Usłyszałem konie czekające niedaleko. Pewnie sztorm nas opóźnił.
- To ja się zmywam - wyszeptałem.
Ale Bea chwyciła mnie za ramię.
- Czekaj. Pomyślałam, że cię to zainteresuje. Można tu znaleźć niejaką Bellę Swift. Ponoć ona może wiedzieć coś o Chodzącej z Paryża. Tak tylko mówię....
Skierowałem twarz w stronę jej kroków.
- Bea.... - zawołałem cicho za nią.
- Tak? - zatrzymała się.
- Dzięki - wyszeptałem.
- Sans?
- Tak?
- Może jednak zostaniesz? Zahaczymy o tą Bellę.
Pokręciłem głową.
- Najpierw jestem ten zły, a teraz chcesz żebym został?
- Ci źli się przydają - powiedziała.
Uśmiechnąłem się. Po czym westchnąłem.
- Ale nie oczekuj, że się zmienię - powiedziałem.
- Nie oczekuję. A reszta chyba cię lubi mimo trudnego charakteru.
- Nie zauważyłem.
- To ty. Ja mam oczy - nie wiedziała czy nie przesadziła.
- Tym razem ci daruję to stwierdzenie - szturchnąłem ją - To chodźmy do reszty.
Była z siebie zadowolona. Ja tylko ironicznie kiwałem głową. Trafiła w chwile spokoju. Ma wyczucie. Ale ta uwaga była niepotrzebna. Chociaż pewnie o to chodziło. Obyś żyła Carmen. Znajdę cię. Ścisnąłem harmonijkę i naszyjnik w dłoni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz