sobota, 23 listopada 2013

Sans - w Preludium 1

- Może mógłbym się dołączyć? - Czemu nie.
- Ale jak nie będe mieć co robić to sie zmyję - powiedziaęłm z uśmiechem.
- Nie ma sprawy.
- Może opowiesz mi o sobie Bea?
- Najpierw ty.
Wychyliłem kolejny kieliszek.
- Niech będzie. Mieszkałem na prowincji Meksykańskiej. Jestem wielkim patriotą, wiec przy mnie lepiej nie obrażać tego miejsca. Przez jego obronę jestem. No cóż. Ślepy, a raczej bez oczu. Jeśli dołączę musisz zaakceptować fakt, że będę się poruszać na koniu. Czeka na zewnątrz.
- Dobrze, ale nie przepadam za końmi. Tak jakby co.
Uśmiechnąłęm sie niemrawo.
- Ja nie mam wyboru, on jest moimi oczami.
- Czemu tu przybyłeś?
- Tam bylo za ciasno. Tłumy i to moich wrogów.
Nastała cisza.
- Kiwasz głową? - spytałem.
- O! Przepraszam. Ale skąd...?
- Ruch powietrza. Jestem wyczulony.
- Teraz twoja kolej Bea.
- Jeszcze jednego nie wiem. Co robiłeś?
- Tajne - uśmiechnąłęm się - Tajne agencje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz