niedziela, 24 listopada 2013

Sans - w kamienicy

- To gdzie jesteśmy? Daleko jeszcze?
- Nie już jesteśmy - powiedziała Bea - to tu.
- Nie pokazuj ręką - usłyszałem szept Dony.
Zaśmiałem się.
- To nic. Na parterze czy piętrze?
- Pietro.
Westchnąłem.
- Niech i tak będzie. A co z koniem?
- E..... Chyba może zostać w oborze z kozami. Jest tuż obok naszego budynku. O tam. O ja głupia - usłyszałem plasknięcie dłonią o prawdopodobnie twarz.
- Przywykłem. To chodźmy.
Weszliśmy na piętro. Na dole było głośno, ale gdy znaleźliśmy się wyżej głosy ucichły.
- Macie klucze. Sans trafisz?
- Jaki to numer?
- 13.
- Trafię.
Usłyszałem kroki. Rozeszły się do pokoi i po chwili usłyszałem trzaskanie drzwiami. Podszedłem do ściany. Trafiłem na pierwsze drzwi. Wymacałem ręką numer - 8. Kolejne to - 10. Parzyste. Przeszedłem na przeciwna stronę korytarza. 9, 11 i 13. Wszedłem do środka i zakluczyłem drzwi. Chwilę chodziłem po pomieszczeniu próbując ustalić gdzie co jest. Usiadłem na znalezione łóżko. ściągnąłem okulary i położyłem je na pobliską szafkę. Mogłem jej dosięgnąć z łóżka. Położyłem się i zasnąłem. Obudziło mi pukanie do drzwi. Potem usłyszałem ich otwieranie. A więc tylko mi się wydawało, że je zamykałem.
- Sans idziemy na śniadanie.
Potem kroki. Były obie. Zatrzymały się na skraju łóżka.
- Już wstaję.
Sięgnąłem po okulary.
- Żeby nie przerażać - uniosłem okulary.
- Jesteśmy tu.
- Oj wiecie o co chodzi. Nie czepiajcie się. Jestem cierpliwy i wyrozumiały, ale wiecie. A! I nigdy nie mówcie mi :do zobaczenia. Na to jestem wyczulony.
- Czemu?
- Żart wspólnika z współpracujące agencji podczas tej misji - wskazałem na moje puste oczodoły i nasunąłem okulary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz