niedziela, 24 listopada 2013

Beatrycze - w kamienicy

Mieszkaliśmy na pierwszym piętrze kamienicy, kilka przecznic przed London Eye, naprzeciwko mojego klubu pokerowego. Sans zajął pokój 13, Abaddon dałam 8, sama rozgościłam się w pokoju 1. Na korytarzu były dwie łazienki. Wszyscy padli zaraz po przyjściu.
Następnego dnia obudziłam wszystkich i poszliśmy na śniadanie na dół. Była tam kuchnia parowa - sama gotowała, wystarczyło wybrać odpowiednią dźwignię i wstawić składniki w komory.
- Słuchajcie - zaczęłam, dumna z własnego wyczucia. Zaczynałam się przyzwyczajać do Sansa. - Mogę was przyjąć do jednostki, ale Sztab wymaga podania zaświadczenia. Wiecie, formalności...
- Co mam podpisać? - zapytała Abaddon. Sans tylko się skrzywił.
Podałam im dwie mlecznobiałe kartki, wydrukowane w rządowej drukarni, z miejscem na pieczęć, opatrzone już moją parafką.
- Czy to dla ciebie jakiś większy problem, Sans?
- Zwykłem wszystko załatwiać na gębę, u nas w branży lepiej było nie mieć pisemnych dowodów.
- Teraz będziecie bardziej sformalizowani. - uśmiechnęłam się ponuro. Wzięłam jego rękę, włożyłam w nią pióro i oparłam o miejsce, gdzie powinien spocząć podpis. Parę skrobnięć później było już po sprawie. - Proponuję zrobić w ten sposób: teraz odwiedzimy szkołę Don, a potem podejdziemy do Buckingham i zapytamy się o zadanie.
Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Kilka godzin później staliśmy już pod szkołą prof. Doyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz