poniedziałek, 6 stycznia 2014

Jinx - wypadek Raveny

Siedzieliśmy sobie spokojnie przy kolacji. Prawie cała ekipa. Nie było tylko Bei, Raveny i Flokiego. Jedliśmy, żartowaliśmy... rozmawiał ze mną nawet Sans. Odpowiadałam mu uradowana faktem, że chyba nie jesteśmy już śmiertelnymi wrogami. Nagle przez główne wejście wparowała Bea. W ramionach trzymała zakrwawioną Ravenę. Dziewczyna wyglądała dość dziwnie... No dobrze. Wyglądała jakby ktoś właśnie kilka razy przejechał jej nożem po twarzy. Wszyscy pobiegli za dowódcą do komnaty chorej. Położyła ją na łóżko i zaczęła wydawać polecenia (nie lubię używać w stosunku do siebie wyrażenia "rozkazy"). Szybko wróciłam z owymi "tabulami" po, które mnie wysłała. W drzwiach przepuściłam Stepe i wzięłam od niej jedno z dwóch wiader, które ze sobą targała. Carmen wciąż nie było. Sans i Beatrycze kręcili się z zaskakującą szybkością wokół łoża.

-Gdzie jest Floki?- zapytała. Każdy (oprócz Sansa, który zaczął jednak bardziej nasłuchiwać) rozejrzał się dookoła ale nikt nie znalazł przyjaciela Raveny.- Cholera gdzie on jest?!

-Nii... - usłyszeliśmy ciche postękiwanie.- Niii... Niie żyyje...- wszyscy spojrzeli na Rav. Z rozchylonych, pękniętych warg sączyła się krew a z oczu (których tęczówki były teraz białe) płynęły strumienie łez. Nie mogłam zrozumieć jak w tej małej dziewczynie mieści się aż tyle wody!

Wszyscy patrzeli po sobie zaszokowani. Jak to Floki nie żyje? Dlaczego? Mieliśmy ochotę spytać.

-Gorączka skoczyła. Pospieszcie się!- zawołał Sans. Ja i Stepe pobiegłyśmy do łazienki z wiadrami i nalałyśmy wodę do rzeźbionej wanny. Beatrycze wbiegła z Raveną na rękach i umieściła ją w wannie.

-To z mało. Stepe biegnij do kuchni! Morze jest tam lód. Dużo lodu!- Stepe pobiegła. Ja stałam obok dowódcy. Do łazienki weszła Carmen. Za nią stał mężczyzna w brązowym płaszczu i torbą w tym samym kolorze. Siwiejące wąsy były ułożone w śmieszny sposób. Podbiegł do chorej i uważnie ją obejrzał. Według mnie trwało to zbyt długo.

-Może w końcu wyciągnie pan coś z tej walizeczki, da jej pan to i będzie po krzyku?!- powiedziałam. Doktor spojrzał na mnie z opanowaniem.

-Cierpliwości młoda damo.- Nienawidzę opanowanych osób. Lekarz wyprosił nas z pomieszczenia. Wszyscy padliśmy na wielkie łoże. Pościele były trochę zakrwawione. Nikt nie przerywał ciszy. Sans leżący po mojej lewej stronie zdjął okulary i otarł spocone czoło. Do pokoju wpadła Stepe. Położyła przed łóżkiem torbę z kostkami lodu.

-Co się dzieje? Chyba mi nie powiecie, że...- zaczęła trwożnie.

-Nie! Przyszedł lekarz. Nie widziałaś go bo do kuchni idzie się w przeciwnym kierunku niż do wejścia.- wyjaśniła Carmen. Doktor słyszący wymianę zdań otworzył drzwi.

-Podaj mi ten lód.- Stepe zrobiła to o co ją poproszono. Potem dołączyła do nas.

-Ale się urządziła co?- powiedziałam.- Właściwie to ciekawe co się stało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz