- Dziewczyna jest w ciężkim stanie - zaczął Abraxas Whiteen, gdy wszyscy wyszli do pokoju. - Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy.
- Ale przeżyje? - zapytałam. Okropna sytuacja. Jeszcze tamta twarz... aż mnie ciarki przechodziły.
- Miejmy taką nadzieję. Na pewno będzie długo spała.
Zaklęłam pod nosem. To opóźni naszą misję. Będziemy zmuszeni ją zostawić.
- Jak długo?
- Nie wiem... Przykro mi.
- Czy potrzeba jej czegoś więcej?
Doktor tłumaczył mi dawkowanie leków, zmiany opatrunków i parę innych nudnych rzeczy.
- Jak my się panu mamy odwdzięczyć? - zapytałam przy wyjściu.
- Naprawdę nie trzeba, panna Carmen wynajmuje mi dom... - wykręcał się Abraxas, ale byłam nieugięta. Wyciągnęłam butelkę dobrej, polskiej wódki i ofiarowałam dobremu lekarzowi. Ten uśmiechnął się tylko, wahał chwilę i na koniec maszerował ciemną ulicą w stronę poprzecznej.
Weszłam do pokoju. Zastałam drużynę z kwaśnymi minami, nic a nic im się nie dziwiłam. Jack z Carmen szeptali coś po sobie,
- Mamy problem. - powiedziałam.
- Problem to mało powiedziane - stwierdziła Carmen.
- Co jej się stało z twarzą? - wypaliła prosto z mostu Jinx. Sans zakrył czoło dłonią.
- Co się dzieje, Sans? - zapytała Stepe.
- Nieważne. - odparł. Spojrzałam na niego z ukosa.
- Ty coś ukrywasz. Nie łudzę się, że powiesz nam co - myślałam gorączkowo... informacja za informację. Przypomniał mi się jeden incydent, całkiem zatarty przez wypadek Raveny. Czerwonowłosa dziewczyna... - Dziewczyny, mam prośbę. Mogłybyście zabrać Ravenę do jej pokoju? Będzie spała, utrudni nam robotę.
- Ale... - próbowała bronić się Jinx, ale przerwała jej Stepe, szepcząc coś o byciu "sam na sam".
- Dziękuję - uśmiechnęłam się ciepło. - Sans, widziałam czerwonowłosą dziewczynę w płaszczu, o aksamitnym głosie - mężczyzna wyraźnie się ożywił. Gdyby miał oczy, na pewno świeciły by teraz jak u dziecka.
- Gdzie?
- Co wiesz na temat Raveny? Oko za oko, Sans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz